w

moje BAŁKANY




Dział specjalny serwisu mojeBALKANY.pl.

W chwilach wolnych od bałkańskich eskapad zaglądamy na nasze polskie podwórko :-)

Propozycje wycieczek znajdziesz w dziale A to Polska właśnie...

Izerskie zimą...

Trochę się potarzałem w śniegu w miniony weekend :-)

No, ale po kolei. Pytałem wcześniej [na grupie dyskusyjnej - przyp. redakcji] czy nie ma chętnych na wycieczkę na wcześniejszy weekend, ten walentynkowy, ale nikt chętny się nie zgłosił. Zresztą pogoda byla paskudna, nie ma czego żałować. Samemu zresztą nie chciało mi się brodzić nogami w śniegu a głowa w chmurach ;-)

Ale co się odwlecze, to nie uciecze :-) Szybko minął tydzień, pogoda się zmieniła i przyszedł piękny wyż :-) Decyzja zapadła w piątek: teraz albo nigdy (nigdy = niewiadomokiedy). Pakowanie plecaka, krótki sen i spacer na dworzec PKP ok. 3 nad ranem.

Pociąg jechał w miarę punktualnie. Co nie znaczy szybko. 200 km w 6 godz. to stanowczo za dużo... ale tak to już jest z tą sudecką linią kolejową... W pociągu nic ciekawego, sami Warszawiacy z nartami. Wiedzą, gdzie pensjonat i gdzie wyciag. No i dobra dyskoteka na wieczor ;-)

Na stacji pełno łapaczy (na pokoje) oraz taksówkarzy podobnie się zachowujących. Szybko opuszczam stację i kieruję się w górę, w kierunku Wysokiego Kamienia. Chwila - nie tak od razu. Roztacza się stąd niezły widok na Karkonosze. A tam fen przewala tumany śniegu przez grzbiet i toczy je po stoku w dół. Niesamowite wrażenie, bo na niebie ani jednej chmurki, pełne słońce. Zdjęcie "pstryk" i w drogę.


Karkonosze widziane ze stacji PKP w Szklarskiej Porębie

Najpierw ulicami Szklarskiej, potem czerwonym szlakiem. Z początku nieźle się idzie, śnieg twardy, nie zapadam się. Potem trochę gorzej, wpadam po kostki. Na Rozdrożu Pod Wysokim Kamieniem przechodzę przez leśną drogę, od miasta dotąd jest odśnieżona. Widać, że śniegu jest ok. 80 cm. Zresztą widać to po znakach szlaku, które znajdują się na wysokości kolan. Odtąd do góry całkiem wygodnie. Ktoś przejechał ten szlak wcześniej (pewnie kilka dni) skuterem i pozostawił po sobie pas w miarę ubitego śniegu.

Na szczycie Wysokiego Kamienia (1058 mnpm) ani żywego ducha. Pogoda rewelacyjna. I, o dziwo, żadnego wiatru. Cisza zupełna.... Nie, niezupełna... słychac jakiś odległy, ciągły pomruk. Tak "slychać" karkonoski fen... Jestem pod wrażeniem... Widok taki, jak ze stacji PKP, z tym, że obejmuje całe Karkonosze i pozostałe, okoliczne pasma. Na grzbiecie zadymka i tumany śniegu pędzące w dół. I ten niesamowity, stłumiony nieco przez odległość, huk...


Karkonski fen

Ruszam dalej grzbietem w kierunku Zwaliska. Szlak trochę przedeptany, ale miejscami zawiany świeżym śniegiem. Trudno trafić w ślady poprzedników. Raz twardo, raz zapadam się po kolana. Całkiem jak na schodach, które zarywają się (lub nie) pod ciężarem stąpającego. Dosyć męczące ;-)

Przy najbliższych skałkach wydeptane ślady skręcają w dół, w lewo. Patrzę na mape. Szlak prowadzi prosto przez skałki. Pamiętam, że w lecie przechodziłem przez nie na wprost. Wchodzę w śnieg. Upss.. co krok, to śnieg po pas. Jakoś przejde - nie chcę obchodzić tych skałek dookoła, na dodatek dołem. Po kilkunastu krokach wpadam w śnieg po pierś. No tak, chyba jednak zejdę na dół. Cofam się kilkanaście kroków i na przełaj schodzę do wydeptanej ścieżki. Potem z nią do kopalni "Stanisław".


Kopalnia "Stanisław"

Po drodze, podczas pstrykania fotek, dogania mnie Norbert (jego imię poznaję później). Idziemy razem na teren kopalni. Pusto. Ani żywego ducha. Hałdy przykryte śniegiem przypominają widoczki znane z Antarktydy ;-) Wracamy na szlak. Norbert chce iść do Orla, ale wcześniej zdobyć Wysoką Kopę. Odradzam. Szlak pewnie nieprzetarty. Na Rozdrożu Pod Wysoka Kopa to przypuszczenie sie potwierdza. Idziemy razem do Rozdroża Pod Cichą Równią, gdzie robimy przerwę na posiłek.

Tu też mamy się rozstać. Norbert ma iść do Orla trasą narciarską, ja skręcam zgodnie z niebieskim szlakiem i kieruję się do Chatki Górzystów. Dobrze się idzie, trasa przygotowana dla narciarzy biegowych. Ale po kilkuset metrach trasa narciarska odbija w lewo, a szlak nadal prosto. Zaraz, zaraz. Sięgam po mapę. Przecież trasa narciarska powinna iść razem ze szlakiem na wprost... Na dodatek tabliczka na słupku opisuje trasę narciarską jako "Trasę Elektrowni Turów". A to przecież ta, którą poszedł Norbert do Orla. Hmm... moja mapa sprzed kilku lat pewnie straciła na aktualności. Ale przecież on poszedł trasą do Orla... Może ta trochę powywija i wróci na niebieski szlak? Decyduję się iść z narciarzami. Rzeczywiście, trasa wywija kilka zakrętów i.... łączy się z trasą do Orla. Odnajduję ślady swojego niedawnego towarzysza. Dobra, idę przez Orle. Nie będę wracał i przebijał się zupełnie nieprzetartym szlakiem.


Umarły las na grzbiecie Gór Izerskich

Po pewnym czasie postanawiam zrobić skrót. Na zakręcie trasy, tam gdzie skręca już dokładnie w strone Orla postanawiam odbić w prawo i zejść do doliny potoku Smolana. Fakt, głęboki śnieg i żadnej ścieżki ani drogi. Ale słońce stoi wysoko. Zamierzam dojść do potoku, a potem zgodnie z jego biegiem do Izery. Tam chcę wejść na drogę Orle - Hala Izerska. Całkiem dobrze idzie się do potoku. Potem, wśród świerków już gorzej. Potok rzeczywiście jest. I nawet płynie na południe :-) Idę wzdłuż jego biegu. Jakiś metr, do półtora od potoku. Spoglądam sobie na niego od czasu do czasy, gdy wyłania się spod zasp śnieżnych. Hmmm... Przecież nad nim pewnie tworza się także nawisy śnieżne... Przyglądam się. I rzeczywiście, po drugiej stronie ok. 1,5 metra śniegu zwisa nad wodą. Postanawiam się oddalić na jakieś kilka metrów. Śnieg po pas, ale w miare sypki. Da się w nim brodzić. Słońce wciąż wysoko, ale ledwo przebija się przez świerki. Panuje półmrok. Ale jakże tu cicho i spokojnie :-) Już, już miałem wyjść na drogę przy ujściu Smolany do Izery, gdy okazało się, że znalazłem się w widłach własnie Smolany i innego potoku. "Nawisy śnieżne" - pomyślałem i rozejrzałem się za jakimś miejscem dobrym do przekroczenia potoku. Niby niewiele: skok na 1,5 metra. Głębokość szczeliny ok. 2 metry, z czego większość to śnieg. Jak tu się z niego odbić, skoro usuwa się spod stóp? Po chwili udeptywania i koncentracji nastąpił udany skok "na szczupaka". "Szczupak" niezamierzony, po prostu grunt usuął mi się spod nóg. Ufff.. już jestem na drodze do Orla.


Trasa narciarska

Tu śmigają zastępy biegaczy. Od czasu do czasu przejeżdża ratrak. Eeechh... ta cywilizacja... Stad już prosta droga do Chatki Górzystów. Słońce wciąż wysoko. Ale powoli chyli się ku zachodowi. Coraz mniej narciarzy. O 17 docieram do schroniska. Zaczynam od gorącej zupy jarzynowej i duużej porcji jajecznicy. Oba specjały made by Wiesia :-)

Po wstępnym rozgrzaniu się od wewnątrz przyszła pora na warstwy zewnętrzne. A do tego służy w schronisku kominek :-) Mmmmm... przyjemnie tak sobie pogrzac stopy :-) Do tego kilka osób do miłej rozmowy oraz lwóweckie złoto ;-) - czyli książęce, niepasteryzowane, którego spory zapas mają gospodarze w piwnicy. Wydzielają je gościom za niewygórowana opłatą ;-)

Aha, na nocleg została tylko gleba, własnie w sali kominkowej. Wszystkie miejsca zarezerwowały dwie wycieczki narciarskie: liceliści gdzieś z Polski i grupa Czechów. Po ich przybyciu okazało się, że nie zajęli kompletu i są wolne miejsca w sali nomen omen "Zbiorówce", razem z grupa Czechow. Miałem zamiar przenieść swoje graty tam później, kiedy bede szedł spać. A tymczasem Czesi opanowali jedną stronę sali, a Polacy drugą. Wytoczyli z plecaków flaszki wszelkiej maści i zaczęli biesiadę. Śpiewy narastały z każdą opróżnioną butelką. Doszło też do pewnego incydentu, który przytoczę, ponieważ będzie miał wpływ na następne zdarzenia. Otóż mój spokojnie leżący w kącie plecak w pewnym momencie wylądował na środku sali. A że był nie zapięty, jego zawartość rozsypała się po podłodze. To Czesi tak go zręcznie "wystawili" z kąta, który zajęli. No tak, w głowie im już szumiało mocno i nie wszczynałem burdy. Pozbierałem manatki a bratanki zza poludniowej granicy jeszcze mi przyswiecały swoimi latarkami (w schronisku nie ma prądu - poza mieszkaniem gospodarzy). "Promin" rzucone przez sprawcę miało mi wystarczyć.

Wróciłem do kominka i zająłem się kolejnym niepasteryzowanym. Ale nie posiedziałem za długo. Zaczęły się zawody między dwoma pijącymi obozami. Zawody w śpiewaniu. Tzn. w ryczeniu kto głośniej. Kiedy "nasi" zapodali "Jeszcze Polska nie zginęła..." zabrałem swoje graty i poszedłem poszukać łóźka. W "Zbiorowce" leżało pełno bagaży. Kilka osób już spało w śpiworach. Nie mogłem stwierdzić, które z łóżek jest wolne. Po chwili wybrałem pierwsze z brzegu. Pamiętając incydent z plecakiem postanowiłem nie przejmować się jakimiś Czechami. Powiedziałem sobie dobranoc i zasnąłem... Było całkiem miło do momentu, gdy jakiś nachlany Czech zwalił się na mnie w środku nocy. Jeden ruch i wylądował pod łóżkiem ;-) Pozbierał się i pakuję się spowrotem. Usiadłem na łóżku i mówię: "To je moje!". Zrezygnował. Wyciągnął śpiwór i ułożył się na podłodze. "Kij z nim!" - pomyślałem :-)

Rano wyszedłem na świeże powietrze (kibelek na zewnątrz, woda do mycia w studni). Okazało się, że cały śnieg w okolicy schroniska znaczą żółte plamy. No tak, imprezowiczom nie chciało się podejść kilka metrów do wychodka. Widok był okropny, ble...

Wracam na górę. A tam znajomy Czech już wskoczył na moje łóżko. Zebrałem manatki i poszedłem na dół. A tam istne pobojowisko. Sterty potłuczonych butelek, pogniecione puszki, resztki jedzenia i śmieci walały się po całej sali. Obłęd... Pół godziny zajęło gospodarzowi uprzątnięcie tego bajzlu. Zjadłem śniadanie, zrobiłem sobie herbatę na drogę i wyszedłem.

Wybrałem się żółtym szlakiem w kierunku Rozdroża Izerskiego. Z początku zamierzałem zejść aż do Piechowic doliną Małej Kamiennej. Jak się później okazało, miałem tam nie dotrzeć. Szlak był tylko w pierwszej części przedeptany. Potem ślady odchodziły bez znakow w prawo w kierunku Jakuszyc. Pozostało mi przebijanie się przez śnieg powyżej kolan. Ciężki, mokry - tego dnia pełne zachmurzenie i mżawka. Już po kilkuset metrach "odzewał się" prawy achilles, którego, jak się okazało, przeforsowałem poprzedniego dnia. Trochę kuśtykałem, ale szło się nawet nieźle... Tylko ta pogoda... brr....

Będąc jakieś 2,5 godz. od schroniska (już po drugiej stronie grzbietu) uświadomiłem sobie pewną rzecz. A mianowicie pakując plecak rano, wydawał mi się jakiś mniejszy objętościowo.... Hmmm... Zastanawiałem się dlaczego... i nagle przebłysk myśli i od razu: fuck! a po chwili jeszcze trzy krótkie myśli: fuck-fuck-fuck! - zostawiłem śpiwór w schronisku. Ten cholerny Czech na nim leżał i nie zabrałem go z łóżka. Włączyłem telefon, na szczęście był zasięg. Dzwonię. Idą sprawdzić. Dzwonię za pięć minut - jest :-) Uff... już myślałem, że mój czeski "kolega" weźmie go sobie w ramach rekompensaty za noc na podłodze. Umawiam się z gospodarzami, że zadzwonię później i ustalimy szczegóły odesłania mi śpiwora do domu.

Wspominałem o achillesie? Już o nim zapomniałem. Zaczęło mi dokuczać lewe kolano. To ciągłe zapadanie się powyżej kolan zrobiło swoje. Z narastającym bólem schodzę na Rozdroże Izerskie, gdzie łapię stopa i zjeżdżam do Szklarskiej (wykonuję w ten sposób wcześniej przewidziany plan awaryjny).

Podsumowując: wycieczkę zaliczam do jednych z najbardziej udanych. Pogoda się spisała i pierwszy dzien z widokami był super. Atmosfera w schronisku świetna (ale następnym razem pojadę tam poza weekendem). No i góry zimą: dzień pierwszy to ok. 17 km w 7 godz., dzień drugi to ok. 9 km i 4,5 godz. - czas 2-3 krotnie dłuższy niż latem. Ale warto było :-)



[Powyzsza relacja została pierwotnie opublikowana w lutym 2004 na łamach grupy dyskusyjnej pl.rec.gory. Zachowany został oryginalny tekst, ale uzupełniony o polskie znaki]






Szukasz więcej?
Listę wszystkich wycieczek znajdziesz w dziale A to Polska właśnie...
Przejdź na stronę główną serwisu mojeBALKANY.pl
Szukasz sprawdzonego przewodnika? Zajrzyj do naszej księgarni!




Bałkańska księgarnia
Potrzebujesz sprawdzonego przewodnika po krajach bałkańskich? Poszukujesz niezawodnej mapy? Polecamy książki, przewodniki i mapy wprost od wydawcy!

Zajrzyj do naszej księgarni!




Podróżuj bezpiecznie!
Każdy wyjazd wiąże się z potencjalnym zagrożeniem. Bezpieczeństwo osobiste, ubezpieczenia, podróż samochodem, pociągiem, samolotem Sprawdź!




Bałkańskie rytmy
Kręcą Cię bałkańskie klimaty? Posłuchaj utworów, które przeniosą Cię w niesamowity świat dźwięków i poezji. Teledyski, teksty oraz tłumaczenia bałkańskich utworów.

Posłuchaj bałkańskich rytmów!




Albania, Bośnia i Hercegowina, Bułgaria, Chorwacja, Czarnogóra, Grecja, Macedonia, Rumunia, Serbia, Słowenia, Turcja
Wszystkie kraje >>


reklama



Polecamy: prace magisterskie Oase oczka wodne Fissler PITy 2010 program nawadnianie ogrodów warszawa